wtorek, 8 maja 2012

Taxi-strajk


O proteście taksówkarzy wielu już mówiło. Mówili Ci, którzy znają się na temacie od, powiedzmy, ministerialnej strony, a więc kalkulacjach, ekonomii i rynku pracy. Mówili również i Ci, którzy na temacie znają się od tej praktycznej strony, taksówkarze, kierowcy i pasażerowie. My również w tym temacie chcielibyśmy zabrać głos, bo de facto, sprawa dotyczy nas najbardziej. Nas i Was drodzy klienci, bo ten protest i cały szum wokół deregulacji, jest również nie tylko w trosce o naszą pracę, ale również i Wasz interes. Dlaczego?
                Ustawa deregulacyjna zakłada zwolnienie z konieczności posiadania kwalifikacji i uprawnień do takich zawodów jak taksówkarze, bibliotekarze, detektywi, przewodnicy miejscy, a nawet spawaczy i mechaników w kopalniach. W porządku, nasuwa się jednak pytanie skąd akurat takie zawody? Wg. Jakiego kryterium? Czy kryterium do tego był stopień komplikacji sprawowanych funkcji i wykonywanych zadań? Jeśli tak to zgoda. Można bowiem założyć, że prowadzenie auta po mieście nie wymaga żadnych kompetencji poza posiadaniem prawa jazdy. Mechanik w kopalni wystarczy aby posiadał dyplom szkoły zawodowej, a bibliotekarz? No cóż, zapewne im więcej książek przeczytał tym lepiej dla niego, tym jego kompetencje są większe, a i o prace mu łatwiej. W CV wystarczy, że wpisze tylko uporządkowaną listę przeczytanych książek, najlepiej wraz z lekturami szkolnymi i prace ma już w kieszeni. Mechanik kopalniany? Również to prosta rzecz, szkoła zawodowa, bez względu na to czy zdał ją z wyróżnieniem czy zaliczył „na szynach” przedmioty zawodowe, jednakowo uprawniają do wykonywania zawodu. Detektywi analogicznie, wystarczy przecież dobre szkło powiększające, fajka do ust niczym Sherlock Holmes i już można łapać złoczyńców. 

No i wreszcie taksówkarze, cóż stoi bowiem na przeszkodzie aby każdy mógł wykonywać ten zawód? Absolutnie nic. Jeśli masz samochód i uprawnienia do jego prowadzenia (które, zapewne niedługo również zostaną zniesione w imię deregulacji) to nie ma żadnych przeciwskazań aby zostać taksówkarzem. I cóż z tego, że topografia miasta może być problemem? Żyjemy w dobie GPS, dzięki któremu żadna, nawet najmniejsza uliczka w mieście nie jest dla nas tajemnicą. I cóż, że niekiedy GPS nas zawodzi, pochmurny dzień może uniemożliwić dotarcie do celu. Wtedy zwyczajowo powie się pasażerowi: „Wyrzucę Pana, tutaj na rogu, bo nie mam dobrej pogody aby jechać dalej” i sprawa załatwiona. Inny argument korki drogowe, o których doświadczony taksówkarz wie i umie je przewidzieć, a co więcej swoje doświadczenie potrafi przekuć w praktykę i np. umiejętnie je ominąć. I co z tego, że wie, niedoświadczony taksówkarz powie przecież pasażerowi: „przykro mi, ale niestety nic na to nie poradzę, GPS każe jechać tędy, więc jadę, a że korki- trudno tak często bywa” i sprawa załatwiona.
Nasuwa się w tym wypadku pytanie: Dlaczego nie deregulować innych zawodów w myśl zawartych wyżej zasad? Co z prawnikami? Wszak adeptów prawa i niedoszłych prawników mamy w Polsce na pęczki, a zaledwie garstka absolwentów co lepszych uczelni prawniczych dostaje się na upragnioną aplikację. Zrezygnujmy z niej w ogóle, zamiast skracać ten czas, przecież student prawa ma kompetencje i nabył je w toku swojej edukacji. Dalej, nawet tych którzy tej edukacji nie posiadają, również mogą do tych zawodów aspirować, wystarczy wziąć do ręki kodeks postępowania cywilnego i proszę – prawnik jak się patrzy. Cóż, że bez doświadczenia i praktyki, skoro mechanik w kopalni może bez praktyki, to prawnik nie da rady? A lekarze? Każdy z nas oglądał przecież Znachora i wie, że byle kto może leczyć, płatnie lub nieodpłatnie w ramach misji dziejowej dla ludzkości lub w ekwiwalencie natury. Po co męczyć tych biednych studentów medycyny praktykami, stażami w szpitalach itd. skoro można to wszystko skrócić i pozwolić każdemu spełniać się w swoich upragnionych zawodach. 

Deregulacja od początku demokracji w Polsce zawsze kojarzy się z politykami, którzy są jej sztandarowym przykładem. A już najbardziej transparentnym jest chyba nasz Pan Minister Sprawiedliwości, który wszak jako filozof, dzielnie sprawdza się w swojej roli. I cóż, że nie ma wykształcenia prawniczego, i cóż że nigdy na takim stanowisko doświadczenia nie zdobywał, grunt, że jest i że ma swoje zdanie. Grunt, że tego zdania potrafi bronić, sięgając po niepodważalne argumenty: rynek pracy, bezrobocie, elastyczność rynku itd. Na kanwie ideologii wolnorynkowej uzasadnić można wszystko, dlaczegoż więc i w tym wypadku uzasadnienie miałoby być inne. Szkoda tylko, że wolnorynkowe idee nigdy nie idą w parze z reformami podatkowymi. Tutaj jakoś teorie zawodzą – trudno, wszystkiego mieć nie można. O brakach w deregulacji wśród stanowisk w parlamencie i obsadzaniu różnych komisji w tym oświaty, mieliśmy okazję przekonać się apropo sondaży, jakie wśród polityków urządzili sobie niedawno dziennikarze. Jakie były odpowiedzi na pytanie o powstanie warszawskie i stan wojenny, możecie sobie drodzy pasażerowie poszukać w sieci.